Poproszono mnie abym napisał o fizjoterapii i fizjoterapeutach z perspektywy pacjenta. Oczywiście nie trzeba było mnie namawiać bo lubię pisać, a na dany temat chętnie się wypowiem. Wypadałoby zacząć od początku. W wieku 16 lat, jako młody licealista z klasy wojskowej, doznałem niemiłego przeżycia w lekkim stopniu to ujmując. Otóż, na mózgu w lewej półkuli, rozlał mi się niepozorny naczyniak, który sparaliżował moją prawą część ciała, odebrał mi mowę i zmienił całe moje plany, moje marzenia, a co najważniejsze moje życie, w zaledwie jedną noc. Gdyby nie fachowość neurochirurgów z Zielonej Góry pewnie nie doznałbym tego zaszczytu i możliwości pisania dla Państwa. Po długich, czterech miesiącach w szpitalu, wkroczyłem, a może w kuśtykałem, w nowy rozdział mojego życia, pełen obaw i lęków, przed czekającymi na mnie wyzwaniami. I właśnie tu, w tym momencie zaczęła się moja przygoda z rehabilitacją i rehabilitantami, oczywiście poza szpitalem, gdzie miałem fachową pomoc i opiekę.
Mam 20 lat i tak na dobrą sprawę, od trzech i pół roku się rehabilituję jeżdżąc po różnych ośrodkach w Polsce, jak i w Europie, a także ćwicząc samemu w domu. Noga już doszła do siebie w 90%, jednak cały czas mam problem z ręką, w której wytworzyła się lekka spastyka. Poznałem chyba każdą technikę rehabilitacji, każdy mięsień w moim ciele, każdą kość, punkty spustowe, sprzęty do rehabilitacji zarówno te stacjonarne, jak i niestacjonarne i długo by tu jeszcze wymieniać. Oczywiście 98% kosztów z mojej rehabilitacji pokrywają moi kochani rodzice, których całe szczęście na to stać. Można by policzyć na palcach jednej ręki drwala zabiegi, które fundował nasz kochany i jakże miłosierny w swej dobroci NFZ? Pomińmy ten rozdział , jeśli chcecie aby mnie krew nie zalała. Przejdźmy do tematu właściwego, oceny pracy terapeutów. To będzie całkowicie anonimowa ocena, oparta na moich osobistych odczuciach, bo mam prawo do nich, a poza tym żyjemy rzekomo w wolnym kraju, czyż nie?
Pierwszy fizjoterapeuta i już się sparzyłem. Tego gościa nawet nie można było nazwać terapeutą. Podczas naszego pierwszego spotkania, chwalił się przeróżnymi dyplomami, jakie to on ma uprawnienia, siakie, owakie, jednym słowem- uzdrowiciel, no po prostu, istny uzdrowiciel. Masaże jakie wykonywał były przezabawne, bo więcej się naskakał i natańczył przy tym stole, niż mnie wymasował. Wraz z kolejnymi ?zabiegami? byłem przekonany, że ten gość kupił te wszystkie dyplomy na Stadionie Tysiąclecia, a do tego podrywał moją kochaną siostrę. Podsumowując- dno totalne, nic nie zrobił, a kasował jak za zborze. 1:0 przeciw fizjoterapeutom.
Przyszły wakacje i moja mama, przeczesując Internet w poszukiwaniu jakiś sensownych ośrodków natrafiła na Repty koło Tarnowskich Gór. Był to kiedyś ośrodek wypoczynkowo-leczniczy dla górników, teraz jest ośrodkiem rehabilitacyjnym przejęty przez NFZ. Niech was nie zwiodą te trzy duże litery, pojechaliśmy tam prywatnie, bo na fundusz czekałbym do 2020+. Pomijając fakt, że zostałem przyjęty na oddział kardio, zamiast na neuro, to czas spędzony w ośrodku wspominam jako pracowity i dobrze wykorzystany. Rehabilitanci spisywali się świetnie, a ja sam, po całym dniu rehabilitacji wracałem do domu spocony i zmęczony jak dzik po polowaniu. Spędziłem tam miesiąc i nie żałuję ani jednego dnia. Efektem i dowodem znakomitej pracy jaką poczyniłem wraz z terapeutami, było wejście na Morskie Oko, dwa dni później. Czyli sytuacja się klaruje- 1:1, rehabilitanci wyrównali.
Nadszedł czas na kolejnego masażystę, a że miałem uraz po tym uzdrowicielu z koziej (?) trąby, to pojechałem z niechęcią i odrzuceniem na pierwsze spotkanie. Muszę przyznać, że zdziwiło mnie, w jaki sposób terapeuta ten, obchodził się z moją ręką. Czułem przez dotyk, że facet zna się na rzeczy. Masował pewnie, wiedział co gdzie się znajduje, a po wyjściu z gabinetu moja ręka była zupełnie inna niż przed godziną, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jeździłem tam przez około pół roku i efekty pracy fizjoterapeuty dały się odczuwać i były widoczne. 2:1 dla terapeutów.
Ten etap był przełomowy w mojej rehabilitacji. Pojechałem do Warszawy na terapię przy użyciu ortezy dynamicznej Saebo. Po raz pierwszy od tego ?wypadku?, miałem możliwość chwytu, przeniesienia i puszczenia piłki. To był dla mnie krok milowy w stronę powrotu do zdrowia. W tej terapii nie musiałem czekać na efekty, ponieważ były od razu widoczne i namacalne. Po dwóch sesjach w stolicy, zakupiłem tą ortezę i ćwiczę na niej do dziś. Pragnę jednak zwrócić uwagę na terapeutę. Gość ma niesamowity talent i doświadczenie w tym co robi, a jednocześnie zaraża pozytywną energią. Wcześniej, jak i później spotkałem na swojej drodze wielu fizjoterapeutów, dla których byłem tylko ?bankomatem?. Ten Pan traktował rehabilitację innych, jako pasję. Oby przybywało więcej takich terapeutów. No to zasłużone 3:1 dla fizjoterapeutów.
No ale żeby nie było tak kolorowo, zmieńmy klimat na- klimat wypoczynkowy. Spytacie się mnie Państwo, dlaczego niemiło wspominam wypoczynek? Otóż ufundował mi go NFZ, a był nim pobyt w sanatorium. Nie będę podawał nazwy miasta, bo to nie istotne, za bardziej przydatny fakt podam, że średnia wieku w owym ośrodku wynosiła 75+, a ćwiczenia, zarówno indywidualne jak i w grupach prowadziłem ja- PACJENT! To powinno mówić samo za siebie. To był wał jakiego polska rehabilitacja chyba jeszcze nie widziała. Ekipa terapeutów, jedyne co robiła dobrze to obżerała się pączkami, popijając przy tym kawkę. Miałem tam spędzić miesiąc, jednak po tygodniu zawinąłem się do domu. I tu będzie przeogromny minus dla rehabilitantów, tak więc 3:2.
Jak wiadome tonący brzytwy się chwyci, tak też było w moim przypadku. Wraz z rodziną doszliśmy do wniosku, że czas na bardziej ekstremalne metody, takie jak Botox i akupunktura. Na początku miałem pewne obawy przed tym jak to będzie ( nie chodzi mi oczywiście o to, że boję się igieł), ale szybko je rozwiałem. Toksyna Botulinowa ma znaczący wpływ na funkcjonowanie mojej ręki, ale jej efekty utrzymują się w moim ciele przez około miesiąc, dwa. Ktoś by powiedział, że po co to tu pisze, jak artykuł jest o rehabilitacji, a nie o wstrzykiwaniu sobie różnych substancji. Przeciwnie, moim zdaniem to też jest rehabilitacja, bo dzięki podawaniu toksyny mam możliwość ćwiczenia jeszcze bardziej efektywnie. Pan Profesor jest złotym człowiekiem, z którym nawiązałem ogromną więź już od pierwszego spotkania. Akupunkturę miałem okazję poznać i przeżyć w Danii, dlatego nie będę tu porównywał do polskich standardów, ale możecie mi Państwo wierzyć, że było to niesamowite przeżycie. Chciałbym aby za parę lat polska służba zdrowia, była choć w 40% rozwinięta jak tam i w pozostałych krajach Unii.
Przyszedł czas na podsumowanie i widzę wynik 4:2 dla fizjoterapeutów. Nie będę krył, że mnie taka sytuacja uszczęśliwia, bo w przeciwnym razie miałbym powód aby bać się o moje szare komórki. Oczywiście ten artykuł nie przedstawił całej, mojej przygody rehabilitacją, sporą część pominąłem, ale myślę że wynik byłby podobny. Życzę sobie jak najwięcej, jeśli nie samych profesjonalistów, a wam moi mili fizjoterapeuci pogody ducha i zapału do pracy. Pamiętajcie też, że pacjent z mniejszym lub większym doświadczeniem w rehabilitacji wyczuwa na kilometr lenistwo i brak profesjonalizmu. Pozdrawiam!
Comments 1