Postanowiłem napisać pewne przemyślenia odnośnie swojego artykułu dotyczącego roli integracji nerwowomięśniowej przepony u biegaczy.
Dostałem sporo wiadomości na prywatną skrzynkę facebooka i email z zapytaniem typu: “od jak dawna jestem osteopatą, ile lat praktykuję osteopatię etc.?” Zacząłem się zastanawiać nad następującymi kwestiami:
- czy trzeba studiować osteopatię aby ujrzeć człowieka w sposób holistyczny,
- czy trzeba być osteopatą aby znać połączenia powięziowe przepony z innymi narządami wewnętrznymi,
- czy trzeba być osteopatą aby móc wywnioskować jak zareagują narządy wewnętrzne na uwolnienie napięć w obrębie systemu wisceralnego
- czy trzeba być AŻ osteopatą aby skutecznie leczyć, czy nie wystarczy bycie dobrym fizjoterapeutą?
Wiele osób się dziwiło, że nie jestem osteopatą, a “tylko” fizjoterapeutą (dla mnie osteopatą jest się minimum po trzech latach studiów osteopatycznych lub po uzyskaniu dyplomu D.O). Ja zatem wyrażam swoje zdziwienie w drugą stronę – jak można pracować z ludzkim ciałem nie starając się przynajmniej odnieść, skorelować i połączyć wszystkie struktury w jeden system – do tego nie trzeba być osteopatą. Wychodzi tutaj pewna prawidłowość i zasada, po 5 latach praktyki mogę stanowczo powiedzieć – aby dobrze leczyć nie tak ważna staje się znajomość chorób, anatomii ile przedmiotów, których człowiek nie cierpiał się uczyć – patofizjologii, fizjologii, neurofizjologii.
Z przykrością muszę przyznać, że faktycznie studia fizjoterapeutyczne mało przygotowują PRAKTYCZNIE studenta do tego, aby pojął wiedzę o człowieku w tak szeroki, holistyczny sposób. Wiele uznanych metod terapeutycznych z terapii manualnej skupia się na lokalnych terapiach konkretnych stawów, często brakuje modułów szkoleniowych z wykorzystaniem danej metody w leczeniu i niwelowaniu zmian kompensacyjnych odległych od miejsca bólowego, które wskazuje pacjent. Co z tego, że terapeuta pozna metody mobilizacji stawów jak nie będzie potrafił odnieść tego do pracy całego organizmu? Na każdym etapie pracy z pacjentem ważne jest logiczne, kliniczne myślenie, którego to nie może zabraknąć. Ja tuż po studiach, poznając ludzi praktykujących osteopatię, korespondując z osteopatami z zagranicy powiedziałem sobie na trzecim roku, tuż przed egzaminem dyplomowym – ja tak chcę leczyć i tak chcę widzieć człowieka w swojej praktyce jak robią to osteopaci. Wówczas wiedziałem, że pewnie nigdy nie podejmę studiów w tym kierunku, gdyż są drogie dlatego za cel postawiłem sobie dążenie do tego w ramach własnego samorozwoju, samodoskonalenia się na szkoleniach podyplomowych itp. W toku swojej edukacji podyplomowej wybierałem głównie szkolenia osteopatyczne. W tym roku spełniło się moje marzenie i rozpoczynam swoją edukację na pięcioletnich studiach osteopatii. Studia osteopatii rzeczywiście już od pierwszych zajęć przygotowują i wpajają w studentów tę jedną podstawową zasadę A. Still’a – “ciało człowieka jest jednością”. Oczywiście nie można “na siłę” szukać połączeń napięć/patologii w obrębie systemu cranio sacralnego/ wisceralnego z systemem struktur kostno – stawowo – mięśniowych w danej jednostce chorobowej/ urazie. Trzeba zawsze badać pacjenta na każdym poziomie struktury. Zaczął panować mit, gdzie jeżeli kogoś boli kręgosłup to niech idzie do osteopaty, nawet nie do terapeuty manualnego/ fizjoterapeuty. W toku swojej klinicznej praktyki wykorzystując techniki osteopatyczne oraz klasyczną terapię manualną podsumowałbym to następująco – nie trzeba być osteopatą aby skutecznie leczyć pacjenta, trzeba natomiast idee osteopatyczne, które jak to mówią studenci ostopatii “nasz ojciec” [przyp. A. Still – twórca osteopatii] przyjąć do klasycznej, konwencjonalnej medycyny i do pracy z ciałem pacjenta. Zasady są proste ale tak trudne w tej swojej prostocie, jednak spójrzmy, czy nie powinno to być CREDO każdego terapeuty:
- ciało człowieka jest jednością
- struktura i funkcja są ze sobą sprzężone ( inaczej- budowa ciała, stan napięcia tkanek oraz procesy, które zachodzą w ciele są zależne od siebie)
- ciało posiada własne mechanizmy samorgulacji oraz samonaprawy
- leczenie jest zgodne i wynika z trzech powyższych zasad
Znając te zasady, odświeżając jednocześnie informacje z zakresu anatomii, biomechaniki, fizjologii okaże się, że potocznie i pozornie banalna przypadłość jaką jest ostroga piętowa może mieć swoją przyczynę w niestabilności obręczy miednicznej i wzmożonemu napięciu taśmy mięśniowo powięziowej tylnej, a w wyniku tego może wpływać m.in na złe ustawienie głowy, nadmierne napięcie okolicy pierścienia klatki piersiowej, zaburzać pracę przepony etc. I nie są to “czary” lecz ludzki organizm, który to ja sam nazywam “magicznym tworem”, gdyż to ja mam jedynie poddać się magii tego ustroju i jedynie swoim działaniem, czy to osteoaptycznym/ fizjoterapeutycznym/ manualnym – wspomagać ten proces sprawiać, by ta magia zwyczajnie się rozwijała. Magią z kolei są procesy biochemiczne/ biofizyczne/ biomechaniczne które każdy z naszych organizmów ma, posiada również jeden bardzo ważny i już opisany mechanizm, na bazie którego tak właśnie osteopatia bazuje – są to procesy samonaprawy.
Każda forma terapii jest dobra (Kaltenborn, Cyriax, Mulligan, Ackermann, FOI, osteopatia, Maitland itd.) pod jednym warunkiem, że terapeuta który je stosuje robi to z zasadami poszanowania organizmu człowieka jako jedności na każdym poziomie ( komórkowym, tkankowym, układowym etc.) – moim zdaniem to klucz do tego aby być dobrym TERAPEUTĄ – bo chyba o to nam fizjoterapeutom chodzi, żeby być skuteczni w leczeniu naszych pacjentów. I ja sam, co jakiś czas patrzę w lustro i widzę swoje niedoskonałości i ogrom wiedzy, który przyswoiłem i jeszcze większy ogrom, który muszę przyswoić – nie chodzi tu o wiedzę teoretyczną lecz o praktykę kliniczną oraz kliniczne spojrzenie na problem jaki zgłasza pacjent.